wybornie. Nie wychodziłem, ściągałem filmy, odpoczywałem na tarasie za lustrzanymi szybami, zamawiałem najlepsze potrawy i wymyślne wina, komponowałem trochę, nawet sprzedałem kilka numerów. Potem zaczęły się napady tęsknoty, poczucia całkowitego bezsensu. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że nie miałbym już z kim rozmawiać, wszyscy koledzy, współpracownicy, dalsi znajomi już tego... - pokazał wymowny znak na gardle. - Sam też byłem umarły dla rodziny, z którą zerwałem perfidnie i bezceremonialnie. To straszne, błąkać się tak między czterema ścianami i mieć świadomość, że nikogo, absolutnie nikogo na tym wielkim, przygniatającym świecie nie zna się osobiście. Kiedyś śpiewałem taką piosenkę, yryl, może pamiętasz, bo to był hicior