bardzo były chyba ezoteryczne jak na teatr. Pomysły zaś dramaturgów - nawet Mrożka - nieśmiałe jeszcze, ostrożne. Bo taka paplanina musi być popularna, wytarta, osłuchana, ćwierćinteligencka; nie zaś nacechowana środowiskowo, jak gwary lumpenproletariackie. Więc uznałem w końcu, że za mała jest różnica między polszczyzną literacką a mówioną, aby dało się z niej wypreparować bełkot podkształconych baranów. Jednak nie miałem racji. Dowodem rozmówka rodziców Albertynki, kiedy wyprowadzają pociechę z kościoła:<br><q>MATKA Kazanie księdza proboszcza, jakie to kazanie księdza proboszcza, oj tyż to kazanie, kazanie... (do Albertynki) Trzymaj się prosto!<br>OJCIEC Deszczu nie będzie, ale słońce tyż tak jakoś tego ten... MATKA W tym roku