Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
z gałęzi nie bardzo jeszcze zwiędłych. Diego zaraz naciął świeżej kosodrzewiny, której mnóstwo rosło w pobliżu. I paliliśmy ogień.
Trzymałam Diega za rękę, tuliłam się do niego, a jemu w oczach, jak w lusterku, odbijały się płomienie, miał kolorową twarz, cień i blask pełgały po niej na przemian, księżyc tymczasem wzleciał gdzieś wysoko na niebo, zmalał, pobladł, i od tego wszystkiego, od światła, ciepła i zapachu kosodrzewiny padał na mnie coraz osobliwszy urok, i zrobiło mi się tak, że musiałam coraz mocniej ściskać dłoń Diega, bo jeszcze przypominałam sobie naszą drogę i tamto nad przepaścią, a Diego był obok, i coraz
z gałęzi nie bardzo jeszcze zwiędłych. Diego zaraz naciął świeżej kosodrzewiny, której mnóstwo rosło w pobliżu. I paliliśmy ogień.<br>Trzymałam Diega za rękę, tuliłam się do niego, &lt;page nr=27&gt; a jemu w oczach, jak w lusterku, odbijały się płomienie, miał kolorową twarz, cień i blask pełgały po niej na przemian, księżyc tymczasem wzleciał gdzieś wysoko na niebo, zmalał, pobladł, i od tego wszystkiego, od światła, ciepła i zapachu kosodrzewiny padał na mnie coraz osobliwszy urok, i zrobiło mi się tak, że musiałam coraz mocniej ściskać dłoń Diega, bo jeszcze przypominałam sobie naszą drogę i tamto nad przepaścią, a Diego był obok, i coraz
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego