Naczelniku. - Hiacynta potrząsnęła głową. Na jej ustach nie błąkał się zwyczajny, dobrotliwy uśmiech, a oczy spoglądały twardo. - Co innego wasze prawo, które nazywasz odwiecznym, a co innego Prawo Wędrowców.<br>Naczelnik spojrzał beznamiętnie na siedzącą przed nim Koloraczkę. Był zmęczony rozmową. Musiał szukać w pamięci dawno zapomnianych słów. Tutaj, na Pustkowiu, z dala od miast, gdzie jego wioska żyła od lat, wystarczały proste gesty. Gesty: "jestem głodny", "daj pić", "idę na polowanie".<br>Tę grubą Koloraczkę interesowały rzeczy, które wydarzyły się wiele dni wcześniej. I po co? Żyje się tym, co jest, nie tym, co było. Do niego, jako Naczelnika, należało wybieganie myślą naprzód