Raz były to dwa, trzy kwadranse, kiedy indziej dwa, trzy dni. Jeśli przeżyli, odchodzili wolno. Miejsca kaźni pilnowali żołnierze, którzy baczyli, by żaden z widzów, wzruszony dobiegającymi spod gruzów jękami konających, nie przyszedł im z pomocą.<br>Zdarzało się też, że w przeddzień egzekucji talibowie obwozili skazańców po mieście, jak przybyły z daleka cyrk obwozi dzikie bestie, akrobatów i błaznów, żeby zachęcić ludzi do obejrzenia widowiska. Zabójcy, złodzieje i pederaści, skuci łańcuchami, skrępowani powrozami, zataczali się na otwartej platformie ciężarówki. Twarze mieli wysmarowane na czarno olejem i sadzą albo węglem drzewnym, a w ustach garści brudnych banknotów, które wypadały, gdy poszturchiwani karabinami przez