Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
często wracała ona zaraz na swoje miejsce z powodu telefonów międzymiastowych. W poczekalni krzesła, fotele, wyściełane, wygodne. Za mało ich tylko. Zrazu próbowałem wstawać, ilekroć ktoś z czekających, zakonnik czy ksiądz, przeważnie zresztą tacy tu byli interesanci, nie miał gdzie usiąść. Ale Maliński przytrzymywał mnie. W pewnym momencie, po którejś z rzędu próbie, zniecierpliwił się i szepnął: - Nie ma potrzeby. Spokojnie. O tej godzinie przychodzi tu sama bardzo skromna klientela.
Wtedy to właśnie podszedł do nas sekretarz.
- Ksiądz Ducci przeprasza panów za czekanie i prosi do siebie.
Weszliśmy. Pokój piękny, jasny, ogromny, mahonie. Ksiądz średniego wzrostu, przystojny, młody. Oczy niebieskie, bystre. Spojrzenie
często wracała ona zaraz na swoje miejsce z powodu telefonów międzymiastowych. W poczekalni krzesła, fotele, wyściełane, wygodne. Za mało ich tylko. Zrazu próbowałem wstawać, ilekroć ktoś z czekających, zakonnik czy ksiądz, przeważnie zresztą tacy tu byli interesanci, nie miał gdzie usiąść. Ale Maliński przytrzymywał mnie. W pewnym momencie, po którejś z rzędu próbie, zniecierpliwił się i szepnął: &lt;page nr=143&gt; - Nie ma potrzeby. Spokojnie. O tej godzinie przychodzi tu sama bardzo skromna klientela.<br>Wtedy to właśnie podszedł do nas sekretarz.<br>- Ksiądz Ducci przeprasza panów za czekanie i prosi do siebie.<br>Weszliśmy. Pokój piękny, jasny, ogromny, mahonie. Ksiądz średniego wzrostu, przystojny, młody. Oczy niebieskie, bystre. Spojrzenie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego