natchnienia. Pierwsza para: pan minister Święcki, pani hrabina Róża Puciatycka.<br>- Z Chwalibogi! - wykrzyknął Weychert. Stojąca w głębi sali Stefka weszła na krzesło.<br>- Chodź - skinęła na towarzyszkę - trzeba zobaczyć tę hrabinę. To ci heca! Popatrz, popatrz, jaka gidia...<br>Gdy wywołani ukazali się na parkiecie, reszta towarzystwa powitała ich brawami. Słomka też z zapałem klaskał. Święcki złożył przed Puciatycką dworski ukłon:<br>- Pani, jestem zaszczycony...<br>- Następna para! - wołał Kotowicz. - Pan hrabia Puciatycki, królowa piosenki, pani Hanka Lewicka.<br>- Lodę trzeba było - wybełkotał Seiffert.<br>- Trzecia para: pan wiceprezydent Weychert, najznakomitsza z tancerek, Loda Kochańska.<br>Wywołani, chichocząc i zataczając się, wstępowali na parkiet wśród braw tych, którzy oczekiwali