i żal mi się go zrobiło. Wyszedłem mu<br>kilka kroków naprzeciw, na skraj pola. Był w tych samych butach, w tej<br>samej kurtce i w tej samej śnieżnej koszuli, jak się był do miasta<br>wybrał. A tuż przed polem ustał, szedł, ale grunt tracił pod nogami,<br>kołysał się, jakby miał za chwilę w przepaść runąć. Zawahałem się, czy<br>mu grabi nie podać. Ale zobaczyłem jego wściekłą spoconą twarz,<br>bardziej zmęczoną wściekłością niż wysiłkiem. Nigdy go jeszcze takiego<br>nie widziałem i chciałem się przed nim cofnąć choćby o jeden krok, bo<br>ta wściekłość, którą niósł z sobą, wymagała z mojej strony przynajmniej<br>takiego