drżącymi palcami. Wątła gałązka konwalii przywiędła już, zginając koliście swoją szyję obciążoną białymi kwiatkami. Westchnął, spojrzał jeszcze na rozgrzany dom Puciałłów wsparty o niebo przejrzystą kolumną dymu i ruszył w stronę osady.<br><br> 11. Listonosz, pan Pieślak, kolędował jak co dzień na ulicy Młynowej. Zaszedł najpierw do Małpowskich, ale długo nie zabawił, gdyż zwykle doręczał tam pozwy sądowe i listy od komornika. Następnie postawił rower przy werandzie sklepu baptysty, a sam wstąpił w mroczne, pachnące mąką, landrynkami i naftą wnętrze. Długo tam pozostawał i Polek zaczął już tracić nadzieję.<br>- Polek, ty bezwstydny! Dziadzia cały dzień na czczo krowy pilnuje, a ty badziasz