Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
mistrz Po ze świątyni zen uśmiecha się do mnie, a z mojej ulubionej wersji - stugłowego Buddy, z jego ustokrotnionej głowy wyskakuje jeszcze jedna: Andrzeja Urbańczyka. Pokornego, który osiągnął najwyższy stopień opanowania.
Nienawidzę go, nienawidzę zen, nienawidzę. A najbardziej to chyba jednak mimo wszystko Billa.
Przekląwszy wszystkich i wszystko idę ku zabudowaniom. Military Police ładuje właśnie skutego delikwenta na jeepa. Wołam więc do nich i podbiegam. Melduję moje przybycie oficjalnie i proszę o wskazanie jednostki, do której mam się zgłosić dla załatwienia formalności.
- Jesteś OK - odzywa się olbrzym. - Podwieziemy cię, gdzie trzeba. Siadaj.
Wskakuję na samochód i po minucie, kapiąc na parkietową
mistrz Po ze świątyni zen uśmiecha się do mnie, a z mojej ulubionej wersji - stugłowego Buddy, z jego ustokrotnionej głowy wyskakuje jeszcze jedna: Andrzeja Urbańczyka. Pokornego, który osiągnął najwyższy stopień opanowania.<br> Nienawidzę go, nienawidzę zen, nienawidzę. A najbardziej to chyba jednak mimo wszystko Billa.<br> Przekląwszy wszystkich i wszystko idę ku zabudowaniom. Military Police ładuje właśnie skutego delikwenta na jeepa. Wołam więc do nich i podbiegam. Melduję moje przybycie oficjalnie i proszę o wskazanie jednostki, do której mam się zgłosić dla załatwienia formalności.<br> - Jesteś OK - odzywa się olbrzym. - Podwieziemy cię, gdzie trzeba. Siadaj.<br> Wskakuję na samochód i po minucie, kapiąc na parkietową
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego