Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Opowiadania drastyczne
Rok powstania: 1968
Kirą spędziłem upojną noc, dzięki czemu podejrzenia moje szybko się rozwiały. Zrozumiałem, że niesłusznie posądzałem ją o konszachty z Ligenhornem.
Niedziela zapowiadała się bardzo pogodnie. Własnoręcznie podałem Kirze śniadanie do łóżka, gdyż Weronice trudno było wchodzić po schodach.
Przed obiadem Kira zapragnęła pójść do Ogrodu Botanicznego, co było dość dziwną zachcianką, zwłaszcza że niebo zaczynało się chmurzyć.
- Chcę pozbierać trochę liści - powiedziała z pogodnym uśmiechem. - Tak lubię jesienne barwy... Liście są złote i czerwone. Stoi tu tyle pustych wazonów. Powkładam do nich jesienne liście.
W ogrodzie było prawie pusto. Jakiś samotny starzec siedział na ławce i czytał gazetę. Jakaś para całowała
Kirą spędziłem upojną noc, dzięki czemu podejrzenia moje szybko się rozwiały. Zrozumiałem, że niesłusznie posądzałem ją o konszachty z Ligenhornem.<br>Niedziela zapowiadała się bardzo pogodnie. Własnoręcznie podałem Kirze śniadanie do łóżka, gdyż Weronice trudno było wchodzić po schodach.<br>Przed obiadem Kira zapragnęła pójść do Ogrodu Botanicznego, co było dość dziwną zachcianką, zwłaszcza że niebo zaczynało się chmurzyć.<br>- Chcę pozbierać trochę liści - powiedziała z pogodnym uśmiechem. - Tak lubię jesienne barwy... Liście są złote i czerwone. Stoi tu tyle pustych wazonów. Powkładam do nich jesienne liście.<br>W ogrodzie było prawie pusto. Jakiś samotny starzec siedział na ławce i czytał gazetę. Jakaś para całowała
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego