Jakież to sprawy jedyne, nieziszczone, najlepsze i najgorsze, zaczęły się od tych słów? Marciu... ty wiesz... Marciu...<br>Zachłysnęła się: cieniutko, śpiewnie zapłakała. Marta w popłochu ogarnęła ramionami ciemną postać.<br>- Moja droga, wiem. Lepiej już skończ...<br>Róża jednak rozplotła objęcie.<br>- Nie, nie, do końca daleko... Słuchaj! Tamte słowa... Z tamtymi słowami - zacięła się. - A cóż to za ważne słowa? Wstyd i śmiech powtórzyć komu! Że niby ktoś mógł przez całe długie życie powtarzać sobie takie głupstwo, w ciągu bezsennych nocy i parszywych dni - raz na pociechę, raz na szyderstwo... Że mógł tymi dwoma słowami nakarmić całe swoje życie. Ale, Marciu, <orig>trzebaż</> wiedzieć, jak