towarzyszu dyrektorze, o jakichś sądach pie... - na pewno chciał powiedzieć po prostu, jak człowiek do człowieka: "Czego wy mi tu o jakichś sądach pierdolicie", ale zdobył się na partyjną dyscyplinę i powiedział po zająknięciu się: - Czego wy mi tu, towarzyszu dyrektorze, o jakichś sądach perorujecie, ja bym mu tak... - i zacisnął pięść, położył na biurku i jakoś tak tą pięścią przemielił, że zobaczyłem wątłe ciało Czosnaczka kurczące się pod miażdżącym uciskiem proletariackiej sprawiedliwości. <br>Popatrzyłem na niego ze zrozumieniem i uznaniem, a on popatrzył też na mnie, ale jakby inaczej, jakby zmienił się na twarzy; zamiast zwykłej zaciekłej złości, zauważyłem podejrzliwość i