Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
furę drewna. I to jakiego, brzoza, sosna, świerk. Myszaty koń flegmatycznie oglądał obce podwórko. Konstanty ubrany w brązową wiatrówkę i bryczesy. Długie buty z miękką cholewą, wszystko nowe, wyglądał przez to młodziej, ale jak to chłop, czapkę zachował starą, wyszmelcowaną uszankę. Z kieszeni wiatrówki wystawały reniferowe rękawiczki. Ten to umie zadbać o siebie - pomyślał z podziwem i zazdrością Jassmont.
- Jakim cudem? - zapytał Jassmont, zamiast się przywitać.
Konstanty podszedł, mówił konfidencjonalnie, wziął Jassmonta za rękę. - Ciszej, po co tyle krzyku, oczu nie masz, nie widzisz, że kradzione? Nie myśl o zapłacie, no, słowo się rzekło, i furmanka pod domem.
- Jak to, zapłacone
furę drewna. I to jakiego, brzoza, sosna, świerk. Myszaty koń flegmatycznie oglądał obce podwórko. Konstanty ubrany w brązową wiatrówkę i bryczesy. Długie buty z miękką cholewą, wszystko nowe, wyglądał przez to młodziej, ale jak to chłop, czapkę zachował starą, wyszmelcowaną uszankę. Z kieszeni wiatrówki wystawały reniferowe rękawiczki. Ten to umie zadbać o siebie - pomyślał z podziwem i zazdrością Jassmont.<br>- Jakim cudem? - zapytał Jassmont, zamiast się przywitać.<br>Konstanty podszedł, mówił konfidencjonalnie, wziął Jassmonta za rękę. - Ciszej, po co tyle krzyku, oczu nie masz, nie widzisz, że kradzione? Nie myśl o zapłacie, no, słowo się rzekło, i furmanka pod domem.<br>- Jak to, zapłacone
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego