furę drewna. I to jakiego, brzoza, sosna, świerk. Myszaty koń flegmatycznie oglądał obce podwórko. Konstanty ubrany w brązową wiatrówkę i bryczesy. Długie buty z miękką cholewą, wszystko nowe, wyglądał przez to młodziej, ale jak to chłop, czapkę zachował starą, wyszmelcowaną uszankę. Z kieszeni wiatrówki wystawały reniferowe rękawiczki. Ten to umie zadbać o siebie - pomyślał z podziwem i zazdrością Jassmont.<br>- Jakim cudem? - zapytał Jassmont, zamiast się przywitać.<br>Konstanty podszedł, mówił konfidencjonalnie, wziął Jassmonta za rękę. - Ciszej, po co tyle krzyku, oczu nie masz, nie widzisz, że kradzione? Nie myśl o zapłacie, no, słowo się rzekło, i furmanka pod domem.<br>- Jak to, zapłacone