jedynie, skąd on wie, że to moja wina? Z ustawienia samochodów to nie wynikało. Ale dla niego, zdaje się, była to kwestia oczywista. Właściciel opla, który mnie zresztą też nie poznał, zaczął go uspokajać: - Niech pan przestanie krzyczeć, nie denerwuje pani. - Pani!? Ja bym je wszystkie w d... kopnął i zagonił na swoje miejsce! - krzyczał "Władca". Skończyłam pisać. Właściciel opla przeczytał moje zeznanie i dowiedział się, kto w niego wjechał. Nawet się ucieszył. Pożegnał się ze mną bardzo miło, pocałował w rękę, czym wprawił w zdumienie "Władcę", który oglądając rozbitego opla wyzywał mnie dalej. Wsiadłam do mojego pogniecionego, ale jeżdżącego samochodu