Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
nasz los, zaczęliśmy, mam tu głównie siebie na myśli, żyć.
Świeci słońce! Niewiele go wprawdzie, ale nie żądamy zbyt dużo. Widać chmury. Chmury, a nie jak przez miesiąc siwą jednostajną powłokę, szczelnie dociśniętą do horyzontu. Fale nabrały kolorów, są zielone, niebieskie, czasem seledynowe. Ptaki, jakie krążą nad "Nord", nie są żałobnie czarne jak dotąd, ale granatowe, brązowe, siwe.
Zaczęliśmy widzieć, zaczęliśmy odczuwać, oddano nam zmysły. Kiedy jest się przez tysiące mil samemu pod niebem i wśród oceanu, doznaje się szczególnego zbratania z naturą, z wodą, nieboskłonem i wypełniającymi go gwiazdami, z szumem wiatru. To wszystko było dotąd utraconym rajem.
My, mieszkańcy
nasz los, zaczęliśmy, mam tu głównie siebie na myśli, żyć.<br> Świeci słońce! Niewiele go wprawdzie, ale nie żądamy zbyt dużo. Widać chmury. Chmury, a nie jak przez miesiąc siwą jednostajną powłokę, szczelnie dociśniętą do horyzontu. Fale nabrały kolorów, są zielone, niebieskie, czasem seledynowe. Ptaki, jakie krążą nad "Nord", nie są żałobnie czarne jak dotąd, ale granatowe, brązowe, siwe.<br> Zaczęliśmy widzieć, zaczęliśmy odczuwać, oddano nam zmysły. Kiedy jest się przez tysiące mil samemu pod niebem i wśród oceanu, doznaje się szczególnego zbratania z naturą, z wodą, nieboskłonem i wypełniającymi go gwiazdami, z szumem wiatru. To wszystko było dotąd utraconym rajem.<br> My, mieszkańcy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego