Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
do pięty masztu.
Czterdzieści osiem godzin bez wiatru. Widzę statki wchodzące do San Francisco. Widzę statki wychodzące z San Francisco. Widzę samoloty, słyszę życie przykładając ucho do gasnącego radia. Sam jednak jestem martwy. Tkwię w rzeczywistości jak owad zatopiony w bursztynie. Jacht nie płynący nie jest jachtem, jest wrakiem. Żeglarz zamarły w bezruchu jest żywym trupkiem. Statki, przelatujące samoloty - wszystko przesuwa się na północ. Dryfujemy w dół...
Trzeci dzień bez wiatru. Ciepło. Cofam wszystko, co powiedziałem w ciągu tych trzech, chyba najstraszliwszych w całej eskapadzie, dni. Cofam zwłaszcza wszystkie niecenzuralne słowa, obelgi rzucane na ocean, bogów, ludzi, samego siebie. Pamiętam, że
do pięty masztu.<br> Czterdzieści osiem godzin bez wiatru. Widzę statki wchodzące do San Francisco. Widzę statki wychodzące z San Francisco. Widzę samoloty, słyszę życie przykładając ucho do gasnącego radia. Sam jednak jestem martwy. Tkwię w rzeczywistości jak owad zatopiony w bursztynie. Jacht nie płynący nie jest jachtem, jest wrakiem. Żeglarz zamarły w bezruchu jest żywym trupkiem. Statki, przelatujące samoloty - wszystko przesuwa się na północ. Dryfujemy w dół...<br> Trzeci dzień bez wiatru. Ciepło. Cofam wszystko, co powiedziałem w ciągu tych trzech, chyba najstraszliwszych w całej eskapadzie, dni. Cofam zwłaszcza wszystkie niecenzuralne słowa, obelgi rzucane na ocean, bogów, ludzi, samego siebie. Pamiętam, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego