do pięty masztu.<br> Czterdzieści osiem godzin bez wiatru. Widzę statki wchodzące do San Francisco. Widzę statki wychodzące z San Francisco. Widzę samoloty, słyszę życie przykładając ucho do gasnącego radia. Sam jednak jestem martwy. Tkwię w rzeczywistości jak owad zatopiony w bursztynie. Jacht nie płynący nie jest jachtem, jest wrakiem. Żeglarz zamarły w bezruchu jest żywym trupkiem. Statki, przelatujące samoloty - wszystko przesuwa się na północ. Dryfujemy w dół...<br> Trzeci dzień bez wiatru. Ciepło. Cofam wszystko, co powiedziałem w ciągu tych trzech, chyba najstraszliwszych w całej eskapadzie, dni. Cofam zwłaszcza wszystkie niecenzuralne słowa, obelgi rzucane na ocean, bogów, ludzi, samego siebie. Pamiętam, że