sploty warkoczyków, jedyne światło w zalegającym naokoło półmroku, a potem dotknął jej dłoni.<br>- Pani jest dla mnie dobra - wyszeptał drewnianymi wargami.<br>- To nie jest najmądrzejsze słowo - odpowiedziała, miękko cofając rękę.<br><br>Obudziła go czerwień porażająca, o wiele ostrzejsza; natychmiast wytrąciła ze snu cienkiego jak wodnista zupka. Automatyczne żaluzje, otwierające się i zamykające według własnego uznania, część archaicznego, od dawna rozstrojonego Management Building's Systemu szpitala, tym razem rozwarły się za wcześnie. Wschodzący, słoneczny kłąb ze zwiniętych płomieni stanął za oknem po drugiej stronie korytarza i ledwie mieścił się w uchylonych drzwiach do sali. Nie wiadomo, która mogła być godzina - czwarta, piąta? Zgrzebał się