w niebieskiej płóciennej <br>marynarce, ktoś, na kogo się niemal nie zwracało uwagi, <br>przesuwał się cicho od kuchni do stołowego, przynosił <br>półmiski i znowu znikał. To Jan podawał. <br><br><br>I to było wszystko, co o nim wiedziałam. Nie należy <br>jednak przypuszczać, iż wypływało to z tego, że <br>lekceważyłam Jana. Przeciwnie. To Jan zamykał <br>się jak gdyby w swojej chłodnej i spokojnej obojętności. <br><br><br>Kiedy byłam smutna lub wesoła, kiedy zbliżała się <br>gwiazdka lub wypadał dzień moich urodzin, wszyscy mieli w tym <br>jakiś, taki czy inny, udział. Tylko Jan - nie. <br><br><br>- Czego to Krysia taka smutna? Pewno znowu ta Niemra dokuczyła? - pytała <br>konfidencjonalnie Katarzyna, która nie znosiła