Wot durak, własnej mowy nie rozumie - poskarżył się jegomość. Szczerze zdumionym spojrzeniem zatoczył pełne koło, spostrzegłszy Jassmonta, ucieszył się. Znalazł odpowiedniego słuchacza. Przystąpił bliżej. Szczególny gość. Postać z humorystycznych gazetowych rysunków. Takiemu karykaturzyści przydają chmurkę z jakimś głupawym zdankiem. Niski, dość korpulentny, mocno wyłysiały, zaróżowiony. Grube szkła okularów zaszronione albo zapocone. Krótkim ruchem, trzymając rękę blisko ciała, poprawił rozpiętą jesionkę. Widać było krawat niepasujący do niczego. Kapelusz pilśniak, nie na te mrozy. Aparycja i zachowanie drobnego urzędnika; pisarz gminny, co najwyżej taksator ubezpieczeniowy. Z patosem w gestach i głosie, nieco agresywnym, którego podłożem często jest bezradność. Wyciągnął dłoń, którą Jassmont uścisnął