z kolan <br>fartucha.<br><br>Na szczycie topoli wyższym niż wysokie zamknięte <br>w prostokąt domy, na samiusieńkim czubku tej <br>najwyższej, środkowej, śpiący dotąd <br>czarny ptak otworzył nagle oczy.<br><br>Posiwiałe pióra świadczyły o tym, że jest <br>bardzo stary, starszy niż ktokolwiek na podwórku <br>przypuszcza; osiemdziesięcioletnia wrona, <br>czy to możliwe, wpatrzyła się w miękko zarysowane <br>sylwetki drzew owocowych. Nie było ich wtedy, <br>gdy była małym pisklakiem, nie było też kamiennych <br>domów i tych wszystkich ludzi za szybami; prawie <br>wszędzie dookoła rosły jeszcze lasy, gęste <br>i ciemne, a między nimi chowały się pojedyncze <br>domki wioskowe, kościół i cmentarz, kawałki <br>ziemi pokratkowanej żółtym zbożem i zielonymi <br>łąkami