raz pierwszy usłyszałem o istnieniu Kultury jako kilkunastoletni uczeń liceum, we wczesnych latach sześćdziesiątych. Stało się to prawie dokładnie w tym samym czasie, kiedy zaczęła mnie na serio interesować literatura. Bo też było rzeczą prawie nieuniknioną, że fascynacja pewnymi autorami prowadziła do odkrywania nieznanych wcześniej faktów. Pochłaniałem na przykład wtedy, zaśmiewając się do łez, książki Gombrowicza te, które można było znaleźć w księgarniach czy antykwariatach, to znaczy wydane w kraju w końcu lat pięćdziesiątych Ferdydurke, Bakakaj, Transatlantyk-Ślub i Iwonę. Gdzie zdobyć inne książki tego niezwykłego autora? Okazywało się, książki takie istnieją, ale... nie istnieją. Gombrowicza - słyszałem - przestano wznawiać w kraju; jego