choć wiem, że nieżywi...<br><br> Znajomi... ci, których kochałam...<br>- Przestań, na miłość Boską, Haniu!<br> Dziewczyna chyba nie dosłyszała. Była jak w transie, nieobecna. Na ustach zacięty, twardy grymas, obca, jakby groźna, ciągnęła, musiała właśnie tak:<br> Jaś, co spalił się wraz z samolotem,<br> I Kazio, co zginął potem,<br> Pawełek oceanem przykryty,<br> Tadzio, zastrzelony przez bandytów...<br> - Dość! - Marta położyła otwartą dłoń na ustach Hani.<br> Ta zbudziła się jakby, rozejrzała i czemuś zdziwiła.<br><br> - Co się stało?<br> - To jest twój wiersz? Piszesz? Ale w tej chwili co innego, tak nie wolno. Twój wiersz?<br>- Iłłakowiczówny. Był w którejś gazetce. Nauczyłam się. Jakbym przeczuła, że przyjdzie czas i