do sklepiku na Bagnie, który prowadzimy we dwóch ze szwagrem, Staszkiem. Milczę, ale poza tym jakże odmienny od codziennego jest w tym tramwaju stan mojego ducha. Śladów zaspania i nudy na tej ciągnącej się w nieskończoność Czerniakowskiej, po której teraz wlokący się zazwyczaj tramwaj mknie niczym ekspres, pochłaniając przystanki w zawrotnym tempie! Bo też i wiezie on niecodziennego pasażera, a właściwie pasażerkę. Otulona w elegancką pelisę z rysi kołysze się, w miarę wahnięć zdezelowanego pojazdu na sfatygowanych szynach, i muska mnie od czasu do czasu zapachem swojej bliskości. Na tle mdlącej woni porannej kapusty, ten zapach zakwita, jak kwiat egzotyczny, paryski