stylu monumentalnym. Niestety, trudno je było znaleźć, bo jedne tabliczki właśnie zdejmowano, drugich zaś jeszcze nie zawieszono, a z jednych pokojów do drugich przenoszono szafy, liczydła i biurka. Był to potężny balet biurowy. Ciągle potrącali mnie urzędnicy, obładowani aktami, ale nic się od nich nie mogłem dowiedzieć, bo albo się zbyt spieszyli, albo nie wiedzieli o niczym. Zaglądałem więc kolejno do wszystkich pokojów i tak dobrnąłem do trzeciego piętra. Na pierwszym załomie korytarza wpadłem na urzędniczkę, zasłoniętą stosem akt, sięgających jej po czoło. Akta rozłożyły się promieniście po kamiennej posadzce, a z teczek sypnęły się papiery.<br>- Przepraszam! - rzuciłem się jej pomagać