leciała z powrotem, dziwnie kulejąc, łamiąc po drodze szyjkę ampułki. Wtem znowu rozwarły się drzwi i Widmar zobaczył przed sobą opatrunkową, w której nie było żywej duszy. Pomimo to ktoś w opatrunkowej krzyknął:<br>- Sztuczne oddychanie!...<br>,,Czyj to głos?" pomyślał Widmar i aż się spocił z niepojętego strachu. Poznał, że zachrypnięty, zdławiony głos był głosem dyrektora Tamtena. "Co się stało?" pomyślał. Siostra znikła w opatrunkowej, drzwi zostały na wpół otwarte. Słychać było metalowy brzęk i czyjeś szybkie kroki po posadzce, jak gdyby ktoś biegał wzdłuż i wszerz operacyjnej. Potem zmieniony, syczący głos chirurga Tamtena krzyknął: - Strophantiny! - i natychmiast drugi, starczy głos - "Na