nim ślady działalności krowiego ozora. Nie dowierzając własnemu szczęściu przyjrzałam się jeszcze bardziej i jak Bóg na niebie, to był on! Blondyn mojego życia!<br>Niewymowne wzruszenie ogarnęło mnie od stóp do głów. Gdybyż jeszcze miał pelerynę, sztylet w zębach i gitarę! Nie wiem, co prawda, jak można śpiewać, trzymając w zębach sztylet, ale w końcu to nieważne. Ostatecznie niech nie śpiewa, grunt, że stoi. Od iluż to już lat nikt nie stał pod moim oknem!<br>Westchnęłam sobie rzewnie, po czym, w krótkim przebłysku trzeźwości, pomyślałam, że gdzie właściwie miał ktoś stać. Jeśli pod moim oknem, to na podwórzu, wywołując zbiegowisko lokatorów