bawić, oprawimy tych pastuchów!<br>- Zobaczymy kto kogo - szepnął Polek i skoczył w krzaki, gdzie zostawił Panfila. Było tu cicho i mokro, komary dzwoniły niegłośno.<br>- Panfil! Panfil! - zawołał Polek. Psa jednak nie było. Tylko woda bełkotała w korzeniach karczów.<br>- Panfil! Panfil! Niestety, pies zachował się bez honoru. Po prostu, korzystając ze zgiełku bitewnego, uciekł. Polek nie mógł się pogodzić z przewrotnością przyjaciela. Szedł krzakami w kierunku papierni, pogwizdując niecierpliwie. Naraz zatrzymał się, a serce zabiło mu silniej. Przez rzadkie gałęzie olszyn zobaczył fragment drewnianej przybudówki i nieznanego człowieka, który wolno zstępował w dół po kruchych szczeblach drabiny. Polek skulił się, szybko, jak