garnuszkiem <br>zupy w jednej, a kawałkiem chleba w drugiej ręce przed <br>ogromną, rozczochraną babą, podtykającą mi pod <br>nos brudną pięść... <br><br>Zanim mogłam się zorientować co do jej zamiarów, wyrwała <br>mi z rąk garnuszek, wylała zupę i podeptała chleb. <br><br><br>- Tak! - krzyczała. - A na drugi raz <br>to ci wsadzę pysk do tych zlewków! Dobrodziejka się znalazła! <br>Jak jej u mnie krzywda, to ją zabieraj do siebie. A jak <br>nie chcesz, to wara ci od mego dziecka! Nie potrzebuję za... opiekunek! <br><br><br>Nie wiem, jakby się to wszystko dla mnie skończyło, <br>gdyby nie to, że Katarzyna, która właśnie wyszła <br>trzepać jakiś dywanik na ganek, zobaczyła