końca wojny i ludzkiego życia. Pociągali nosami, oczy się zaszkliły. Jassmont pocałował Różę, czule, w oba policzki i mocno w usta. Okruszki opłatka, do ostatniej drobinki, uważnie, z powagą pozbierali w lnianą szmatkę. Po wieczerzy, gdy wyjdą goście, a przed pasterką, gospodarz zaniesie tę bożą garstkę do obórki, wsypie do żłobu, stanie się mały cud. Połączy się to, co podstawowe - pokarm, z tym, co niezbędne - duchem, na dobrą wróżbę. Żeby kozy przez cały następny rok w zdrowiu się chowały, żeby dawały dużo mleka, żeby koźlęta rodziły się dorodne, żeby wszelki pomór je ominął.<br>Potrawy były takie, na jakie czas wojenny pozwalał