Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
pani Campilli częstowała herbatą. Za tym salonem była biblioteka. Panował w niej półmrok. Campilli podniósł jedną z żaluzji i wpuścił trochę światła. Ale zanim to uczynił, zorientowałem się już, że biblioteka jest jeszcze większa od salonu. Wypełniały ją wysokie, palisandrowe, oszklone szafy. Lśniły. Migotał mahoń, szkło, mosiężne okucia i kluczyki, złocenia opraw. Migotała też tym wszystkim wielka gablota, umieszczona w nyży pomiędzy dwiema szafami. Pozostawały tylko nadal w mroku portrety na ścianach. Dwa największe przedstawiały panów w ubiorach dworskich. Okazało się, że to byli ojciec i dziadek Campillego, również adwokaci konsystorscy, Piastujący Przy tym jakieś godności watykańskie. Stąd te stroje.
Pośrodku
pani Campilli częstowała herbatą. Za tym salonem była biblioteka. Panował w niej półmrok. Campilli podniósł jedną z żaluzji i wpuścił trochę światła. Ale zanim to uczynił, zorientowałem się już, że biblioteka jest jeszcze większa od salonu. Wypełniały ją wysokie, palisandrowe, oszklone szafy. Lśniły. Migotał mahoń, szkło, mosiężne okucia i kluczyki, złocenia opraw. Migotała też tym wszystkim wielka gablota, umieszczona w nyży pomiędzy dwiema szafami. Pozostawały tylko nadal w mroku portrety na ścianach. Dwa największe przedstawiały panów w ubiorach dworskich. Okazało się, że to byli ojciec i dziadek Campillego, również adwokaci konsystorscy, Piastujący Przy tym jakieś godności watykańskie. Stąd te stroje.<br>Pośrodku
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego