Wykorzystując wolny czas, próbował opisać kolor i intensywność ognia. Czyż pomiędzy różem a zwykłą czerwienią nie ma tej niepowtarzalnej barwy bois de rose, która pęczniała na torsach rubasznego korowodu brabanckich halabardników, opiętych kaftanami. Pochód wspaniały, chłop w chłopa rosły i rumiany, przechodził ze śpiewem pod oknami mistrza Hieronima. W wieczór złocisty, pod gwiazdami jak cynowe odświętne misy. W drodze do narożnej oberży, do której zmierzali na piwo i porcję wołowiny z kapustą. Uciekał w wyobraźnię. Gdyby tak udało się obraz tamtego wieczoru znaleźć w sobie, kiedyś był przekonany, że ma talent, by to najsprawniej nazwać, utrafić w epitet. Piękny, przy tym