Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Podhalański
Nr: 25
Miejsce wydania: Zakopane
Rok: 1999
chodziłam tylko rok, potem trzeba było iść na spólstwo - bawić dzieci do sąsiadów - mówi. - Do 14 roków byłam u sąsiadów, potem zaczęłam pracować u ludzi w polu - grabić siano, kopać grule - opowiada.

Za Franciszka Józefa

było dobrze, tylko roboty nie było. We wsi Krupa miał sklep. Pieniądze były srebrne i złote. Chleb kosztował szóstkę. Jedna szóstka to było 10 grajcarów. Były jeszcze halery - wspomina.
W sklepie u Krupy były też cukierki, którego smaku półsieroty nie poznały. - Z dzieciństwa pamiętam gliźnik oblewany. To były takie groszki, trucizna na robaki. Posuli nam po podłodze i trzeba było to zjeść. Takie były nasze cukierki
chodziłam tylko rok, potem trzeba było iść na &lt;dialect&gt;spólstwo&lt;/&gt; - bawić dzieci do sąsiadów - mówi. - Do 14 &lt;dialect&gt;roków&lt;/&gt; byłam u sąsiadów, potem zaczęłam pracować u ludzi w polu - grabić siano, kopać grule - opowiada.<br><br>&lt;tit&gt;Za Franciszka Józefa&lt;/&gt;<br><br>było dobrze, tylko roboty nie było. We wsi Krupa miał sklep. Pieniądze były srebrne i złote. Chleb kosztował szóstkę. Jedna szóstka to było 10 grajcarów. Były jeszcze halery - wspomina.<br>W sklepie u Krupy były też cukierki, którego smaku półsieroty nie poznały. - Z dzieciństwa pamiętam &lt;dialect&gt;gliźnik&lt;/&gt; oblewany. To były takie groszki, trucizna na robaki. &lt;dialect&gt;Posuli&lt;/&gt; nam po podłodze i trzeba było to zjeść. Takie były nasze cukierki
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego