teraz pośród archipelagu drobnych jak piegi wysepek, to bliższych wybrzeży irlandzkich, to angielskich,<br>i znów przyszedł mi na myśl kapitan Conrad, który prowadził swój niewielki żaglowiec po dalekich morzach południowych, zdany na łaskę wiatrów, bo tylko dzięki nim, gdy okazywały się pomyślne, mógł w końcu zawinąć do portu, do jakiego zmierzał,<br>i zastanawiałem się, czy już wówczas widział te szlaki, te miasta, tych ludzi, słowem, to wszystko, co znalazło się później na kartach jego powieści, pisanych po latach, gdy jako dojrzały mężczyzna odwiesił do szafy paradny mundur oficera królewskiej marynarki handlowej, i nie mogłem się nadziwić, dlaczego ani razu w swoich