Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
przyjeździe do Lublina dowiedziałem się od Franciszkowej, że mąż jej zachorawał i nie wstaje z łóżka. Poszedłem go odwiedzić. Starowina leżał na brudnym barłogu w ciemnej, zakopconej kuchni. Rękawy koszuli opadały mu w strzępach ukazując chude, żylaste ręce. W smudze zachodzącego słońca wirował tuman kurzu.

- Dzionek jak skowronek - powiedział Franciszek zmuszając się do uśmiechu.

- Co panu jest, panie Franciszku? - zapytałem siadająć przy nim na brzegu łóżka.

- Co mi jest... Co mi jest... - powtarzył. - Słaby jestem... Wstyd się przyznać... Siusiam pod siebie... A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem
przyjeździe do Lublina dowiedziałem się od Franciszkowej, że mąż jej zachorawał i nie wstaje z łóżka. Poszedłem go odwiedzić. Starowina leżał na brudnym barłogu w ciemnej, zakopconej kuchni. Rękawy koszuli opadały mu w strzępach ukazując chude, żylaste ręce. W smudze zachodzącego słońca wirował tuman kurzu.<br><br>- Dzionek jak skowronek - powiedział Franciszek zmuszając się do uśmiechu.<br><br>- Co panu jest, panie Franciszku? - zapytałem siadająć przy nim na brzegu łóżka.<br><br>- Co mi jest... Co mi jest... - powtarzył. - Słaby jestem... Wstyd się przyznać... Siusiam pod siebie... A żona się gniewa, bardzo się gniewa... Teraz zawiązałem sobie sznurkiem... Może wytrzymam... Syn ma przyjechać z Białegostoku... Słaby jestem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego