tabaki" na rewirze nie mógł uniknąć w żaden sposób.<br>Dziś jednak nie zanosiło się na to. Ruch podwieczorkowy już minął, wkrótce miała się zacząć kolacja. Roman krążył po rewirze, nasycał go sobą, pieścił stoły, poprawiał krzesła i obrzydzał życie "żelaznym gościom". Jednemu zabrał kapelusz do garderoby, a w zamian przyniósł znaczek podlegający opłacie dziesięciu groszy, drugiemu chyłkiem porwał dwie nie przeczytane gazety, potem udał, że nic o tym nie wie, a na żale gościa odpowiedział współczującym kiwaniem głowy, gazet jednak nie przyniósł, mimo że leżały wolne na "Sybirze"; na innych wreszcie spoglądał spode łba, co mniej więcej znaczyło: "wynoście się już