Wyśpisz się, jak mąż wróci.<br>Wmieszaliśmy się w tłum ludzi ubranych lekko, odświętnie. My zaś w tych swetrach i szalikach! Popatrywano na nas, co jeszcze bardziej rozweselało Wieśniewicza. Znalazłszy poszukiwany koniak, nie chciał wracać do wozu. Zaczął nas ciągnąć za sobą to w tym kierunku, to w owym. Kiedy się zrobiło ciasno, szedł w szpicy, a my za nim gęsiego. W miejscach gdzie na to pozwalał luz, brał nas pod rękę i perorował. Głównie do mnie. Pijany nie był, ale oczywiście alkohol robił swoje.<br>- Ja - powiadał - jeżeli sobie żartuję, wcale nie znaczy, żebym nie szanował Kościoła. Bardzo mi z nim dobrze