chcę, rozpychałam się łokciami, właściwie nie szłam przez życie, tylko biegłam, nawet jeśli się zatrzymywałam, to tylko po to, żeby zebrać siły, odetchnąć przed kolejnym etapem. Teraz jakoś nie mam planu, ani na dziś, ani na jutro, w ogóle nie mam żadnych planów, może tylko jeden: żeby dojść <page nr=78> do końca, zupełnie jakbym wchodziła na pustynię, jakby przede mną było tylko morze piasku i jedyny cel, po prostu przez to przebrnąć...<br>Dziwne, że nie płaczę, bez względu na to, co robię, i jakie mnie goni szaleństwo, po prostu nie płaczę, jakby wyschło we mnie źródło łez, jakbym już wszystkie wypłakała.<br>Kiedy przychodzę