dobrze i stanowczo, ale z troską i umiarem, nie popędzał, nie podnosił głosu, w brygadzie go lubiano. Wykłócał się z naczelnikiem o normy, zbyt wygórowane dla nie dożywionych ludzi, ostatecznie naczelnik przymykał oczy na dopisywanie. Brygada, choć opornie, wciągnęła się do roboty i pracowała przyzwoicie, a nawet coraz wydajniej, jeśli zważyć, że była to przypadkowa zbieranina, a nie zawodowi robotnicy. Kobiety nabrały odporności, Zosia nie skarżyła się tak często, jak w pierwszych dniach. Wszakże ich życie, wprzęgnięte od świtu do zmierzchu w ciężką budowę kolei, było znojne, męczące i przeraźliwie monotonne.<br>Idąc przez step Stach rozcierał odciski na rękach. Początkowo trzymał się