złościć.<br>Rzeka, o tej porze roku już spokojna, wolno płynęła na wschód. Szeroka może na sto kroków, na obu brzegach zarośnięta tatarakiem i sitowiem, leniwie toczyła swe wody. Magwer znalazł nieco węższe miejsce. Ukrył się w zaroślach i przez pewien czas obserwował przeciwległy brzeg. Nie wypatrzywszy żadnego zagrożenia, rozebrał się, zwinął rzeczy w tobołek i przytroczywszy go sobie do głowy, wszedł do wody.<br>Umiał pływać, jako jeden z niewielu w wiosce. Ludzie unikali wody. Spławiali rzeką drewno, wozili towary, łowili ryby, budowali mosty. Lecz wszyscy, nawet flisacy i marynarze, czuli przed wodą lęk. Nie składali rzece ofiar, nigdy nie próbowali jej