py!", i płakał, aż łzy leciały na mundur, bo akurat musiał sobie uprasować. Nie było mnie przy tym, ja już wtedy byłam w Amsterdamie i czekałam na meksykańską wizę, ale Mrówa pisała.<br>Więc, z jednej strony, ten krajowy niepokój moralny, ale z drugiej, nie bądź dzieckiem, wszystko wszystkim tam luźno zwisa, tak że trudno się potem doliczyć, co i jak. Co jest za darmo, a za co się płaci. Tylko w operze na końcu przychodzi kelner z rachunkiem w zębach i mówi: "Płacić, przyjacielu!" Tam w końcu pieniądze tak samo były nieprawdziwe jak teraz ta stówa. Dolary jeszcze, ale kto widział