chłodu, który był oswojony, i śniegu niósł się przez Wrzosów śpiew: "Stille Nacht, heilige Nacht! Alles schläft, einsam wacht ". Dochodził z posterunku żandarmerii w byłym nadleśnictwie. Musieli tam przechodzić, śpiew ich przyciągał. Z zawianego podwórka wyszedł człowiek z karabinem - wartownik. Jego bystre oczy, z czymś niespotykanym do tej pory - okruchem życzliwości? - przebiegły, ile służba wymagała, po Jassmontach. Pod jego butami śnieg przyjemnie zabrzęczał, sprzączka u karabinu podzwaniała, wydając odgłos podobny to tego, jakim czaruje końska uprząż. Wartownik podniósł wolną rękę i pozdrowił. Róża na ten gest uśmiechnęła się, Jassmont zakasłał, chyba dzisiaj nie strzeli nam w plecy. <br>Ponad gontami posterunku zawisła