cukru dla karej, a o zmierzchu, niby to przypadkiem, wyciągnąć do karczmy stajennego parobka.<br> Nazajutrz, ubrani w stare kożuszki, w te za duże buty z cholewami, ze spluwami w kieszeniach spodni, podeszliśmy pod dwór.<br> Gdy w dworskich obejściach ucichła krzątanina i pogasły wszystkie światła w pałacyku, Jasiek przeszedł przez ośnieżony żywopłot, każąc mi iść z zatrutą kiełbasą do wylegujących się po stodołach i zasypanych gnojem budach dworskich psów.<br> <page nr=15><br> Miałem iść możliwie najciszej i pogwizdywać.<br> Jeśli moje pogwizdywanie nie wywabi psów z legowisk, on wejdzie do stajni.<br> Gdyby natomiast psy się pobudziły, miałem udawać pijanego, śpiewać na całe gardło i mimochodem rozjuszonym