zapadł. <br>- Co za honor - woła - jaki zaszczyt, ale fasolkę po bretońsku podano, przeto do stołu pobiegł.<br>- Czekaj - rzekł Poseł - już my im pokażemy, i do drugiego mnie ciągnie. Ten mnie po plecach kordialnie klepnął.<br>- Słyszałem - powiada - czytałem, lecz muszka mała przeleciała (pewnie do fasolki) i o mnie zapomniał. <br>Stoimy tedy. Dopieroż do trzeciego redaktora Pan Poseł mnie wiedzie. Temu, ja, jego zachwyty ubiegając, swój felieton Szopena i całą naszą kulturę wychwalający, do ręki wsuwam: <br>- Wspaniale - woła - wydrukujemy, bilet swój mi wręcza, lecz nozdrzami poruszył, pod nosem mrucząc, że mu tu Gombrowiczem zalatuje (a to pewnie od tej fasolki), i się na