Miała najlepsze intencje. Musiała poznać treść ulotki, żeby podjąć z kolegami dyskusję, przekonać ich, że się mylą. Uważa, że tego rodzaju pisemka niczego nie zmieniają, są wręcz szkodliwe. Nikt jej nie wierzy, ani dyrektorka i wychowawcy, ani młodzież, nawet ta z organizacji. Niesprawiedliwość. Koledzy są najbardziej okrutni, osądzili ją publicznie. Kazali się kajać. Nie ma z czego. Pytano, czemu zamiast czytać, nie odniosła ulotki do dyrekcji. Posądzano, że sama ją przyniosła. Odgrywa aktywistkę, jest działaczką w lisiej skórze.<br> - Nie można liczyć na przyjaźń ludzi. Moje słowo nic dla nich nie znaczy. Jeżeli nie wierzy się innym, to co, to co, mamo