w garnczku. <br><br>Porządkuję luźne kartki. Przepisuję na czysto do mej grubej księgi treść pokreślonych, wymiętych świstków. Niemały to kłopot. Co jest ważne, a co ominąć? Jak ustawić w porządny szereg wszystkie te wydarzenia, które splotły się w zdumiewający warkocz, sięgający od momentu, gdy, posępny i zagubiony, stałem na dziedzińcu Zamku Magów, aż do chwili obecnej, gdy piszę te słowa? Tak wiele się zmieniło.<br><br>Nie wiem, co jest gorsze: ciągłe kołysanie statku na falach, czy sposób podróżowania Wędrowców, kiedy człowiek staje się ogłupiałym, pozbawionym wszystkich zmysłów kawałkiem materii. Ani jedno, ani drugie zupełnie mnie nie pociąga. Gdy tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża