mózgu, do serca, że z tak zamierzchłego czasu przychodzą te fale, niosą obrazy tak wyraźnie, ciepłe, brzmiące tylu prawdziwymi głosami... I że serce topnieje jak zraniony owoc. Aż w uszach szumiało od fal, od bólu serca, własny głos w pieśni brzmiał obco, a obce - we wspomnieniach - brzmiało najbliższą swojskością. <br>3 <br>Nagle Róża drgnęła - zadzwoniono do drzwi wejściowych. Spiesznie porwała się (może Marta?), nie chciała, żeby Sabina asystowała przy spotkaniu z córką. Nogi uginały się pod nią, kiedy szła. (Zanadto mnie muzyka wzrusza, nie mam już sił na muzykę - myślała). Zdążyła jeszcze zawrócić Sabinę: <br>- Nie trzeba, nie trzeba! Ja idę. <br>Otworzyła - przed