Wysoki, rudawy, barczysty, wrósł. w ziemię ujrzawszy mnie tak o krok od siebie. Oczy osadzone głęboko, kości policzkowe wystające, nos krzywy. W sali, kiedy tak siedział pod światło, mogłem snuć różne domysły. Teraz jednak bliskość zmiotła je wszystkie. Zastąpiło je przekonanie, że jest to najpewniej ktoś zupełnie dla mnie obcy. Niemniej przeto, kiedy wyciągnął rękę, wyciągnąłem i ja swoją. Uścisnął ją mocno i uśmiechnął się przy tym. Wesoło i szeroko, z radosnym błyskiem w oczach, którego nie uzasadniała sytuacja.<br>- Jak się panu pracuje? - spytał.<br>Włoch! Oczywiście nieznajomy, bo skąd? Moje przekonanie zmieniło się w absolutną pewność. Wśród włoskich księży nie miałem