szponiaste łapki w piasku, ani <br>spojrzał na nich, i takim samym pędem, jakim gnał do <br>budy, wrócił przez dziurę w płocie na swoje ptasie <br>podwórko.<br>Adamowi drżały nieco ręce, gdy sięgał do szyi <br>psa. Obroża wpiła się mocno w sierść, wytarła <br>ją do łysiny.<br>- Widzisz, głupi, pozwalasz na takie draństwo. <br>Nigdy cię nie spuszczają, co? - Poprowadził dłonią <br>raz i drugi po kudłatej głowie, uspokoił psa, bo ten <br>zaczynał skomleć, jakby niepokój Adama udzielił się <br>i jemu.<br>- Nie bój się. Muszę ścisnąć ten cholerny <br>pasek, bo inaczej sprzączka nie puści. Jasne? Zardzewiała, <br>psiakrew.<br>Ręce już mu nie drżały, skupił się na przeciskaniu