było, że go coś ubawiło, bo ze źle ukrywanym uśmieszkiem spojrzał na trzy oblicza, ponuro na niego spoglądające. - Nigdzie mnie, proszę państwa, nie witają kantatą! - rzekł<br>im dobrodusznie. - Ale nie taki diabeł straszny... Czy mogę spocząć na ganeczku? Proszę mnie nie pilnować - dodał z głośnym śmiechem - bo nie zabiorę drzwi...<br>Pan profesor zatrząsł się i zapytał zduszonym głosem:<br>- Drzwi?! Pan, zdaje się, mówił coś o drzwiach... Co pana obchodzą drzwi? Piotrusiu, baczność, baczność! - dodał szeptem. - Jeszcze jeden <page nr=131>!<br>- Drzwi nie obchodzą mnie wcale - odrzekł przybysz wesoło zdumiony. - Przynajmniej bardzo rzadko... Czasem muszę przybić na nich groźny papier. Mnie, proszę państwa, obchodzą konie, krowy